poniedziałek, 19 września 2016

European Rover Challenge 2016 z perspektywy wolontariusza

Z góry zaznaczam, że opisane poniżej wydarzenia mogą zawierać niewielkie nieścisłości. Mało spałem oraz byłem podekscytowany, więc mogłem niektóre rzeczy zapamiętać na przykład w nieprawidłowej kolejności.


Dzień pierwszy - czwartek


Ledwie wstałem. Zdecydowany niedobór snu temu nie sprzyjał. Ale spakować się było trzeba. Dotarłem sprawnie na dworzec w Ostrowcu Świętokrzyskim i poczekałem godzinę umilając sobie oczekiwanie pogawędką z pracownikiem stacji benzynowej. W końcu nadjechał PolskiBus, którym miałem się udać do Rzeszowa. Obecne w nim gniazdka okazały się błogosławieństwem, bo połowa baterii w telefonie została przeze mnie wykorzystana. Udało mi się tam zdrzemnąć około godziny (obudziły mnie wertepy).
Big Pussy Monument in Rzeszow City

Wysiadłem i spytałem się ludzi o drogę na dworzec z którego odjeżdżają busy Marcel. Okazało się, że są tam dwa “dworce” dosyć blisko siebie i najpierw poszedłem na ten niewłaściwy, ale udało się zdążyć dosłownie w ostatniej chwili. Po krótkiej podróży dojechaliśmy do Jasionki. Tam od dwóch miłych pań czekających na przystanku dowiedziałem się, że Centrum Wystawienniczo-Kongresowe jest oddalone o około 3 kilometry. No cóż. Zacząłem iść w tamtym kierunku , przy okazji próbując łapać stopa. O dziwo udało się całkiem szybko i bardzo miły Pan nadrobił drogi i podwiózł mnie pod samo Centrum, gdy dowiedział się, że będę wolontariuszem na ERC.


kwiaty we włosach potargał wiatr



Trafiłem wyśmienicie, bo akurat na obiad. Bardzo dobre spaghetti (catering zapewniała restauracja, Nowy Dwór bodajże). Zjadłem, zostawiłem swoje rzeczy w garderobie i udaliśmy się wszyscy aby pomagać w przygotowywaniu Marsa. Przez jakiś czas nawet jeździłem koparką, instruując operatora gdzie ma wysypywać piasek. I udało się - mieliśmy największą na świecie symulację Czerwonej Planety - 1500m². Na koniec część wolontariuszy pojechała do domu, a my zostaliśmy zawiezieni do akademika, w którym mieliśmy spać.




początek Marsa




Dzień drugi - piątek


Dopadła mnie zmora wszystkich wolontariuszy - stoły. Były zwożone już od poprzedniego dnia, z okolicznych remiz oraz domów kultury. Wielkie, ciężkie stoły. Dobrze, że była rotacja, bo wolontariusze po kilku kursach wysiadali. Następnie pomagałem jeszcze trochę przy aranżacji parkingu oraz przy ustawianiu stołów dla wystawców, zapewnianiu im prądu (to, w jaki sposób zaaranżowaliśmy kable z Krzyśkiem to był popis kreatywności). Spora część wolontariuszy rozjechała się do domów, ale nocujący zostali. Okazało się, że w Hadesie (jak pieszczotliwie nazwaliśmy parking, gdzie rozstawiały się zespoły) trzeba poroznosić stoły. Z Mateuszem w ciągu może pół godziny skończyliśmy to, co dwie koordynatorki robiłyby do rana.


Dzień trzeci - sobota


Rozszerzaliśmy parking, aby zmieścić więcej osób, ponieważ trochę nie doszacowaliśmy ilości gości. Ostatecznie udało nam się zrobić około 500 - 700 miejsc parkingowych.


Ustaliliśmy ze znajomymi poznanymi w internecie, że zrobimy sobie mały zlot. Pierwszy raz zobaczyłem ich na żywo - będziemy mieli fajne wspomnienia. Chodziliśmy po wystawcach, rozmawialiśmy z ludźmi z AGH, sterowanie24.pl, obserwowaliśmy Słońce przez teleskop i wiele innych. Niestety dwójka z nich musiała się zebrać do domu, a trzeci z nich miał nocować z nami w akademiku jako gość. Ale wpadliśmy na pomysł, że też zostanie wolontariuszem na jeden dzień i obyło się bez przeszkód.


Z głową w gwiazdach



Dzień czwarty - niedziela


Niektórzy wystawcy się zebrali, a na ich miejsce przyjechali inni. Trzeba było zmienić konfigurację stołów, doprowadzić do nich prąd oraz przygotować krzesła. Był względny luz przez około godzinę lub dwie, ale potem trzeba było iść na zmianę na parking. Zmiany były godzinne, ale udało mi się wytrzymać 1,5 h w południe (zapewniony kapelusz, krem z filtrem oraz woda - wypiłem 1,5 litra). Kurz, słońce, gorąc. Nic przyjemnego, ale trzeba było to zrobić. O dziwo prawie wszyscy kierowcy byli uprzejmi i stosowali się do zaleceń co do parkowania oraz ruchu, zdarzyła się tylko jedna osoba, która zajęła 3 miejsca parkingowe. Ale to wyjątek.


Po tym poszedłem na obiad z foodtrucka (Syty Wół, polecam) i padłem na kanapę w garderobie. Spałem coś około godziny. Udało mi się także dogadać z jedną z firm, która pokazywała drukarkę 3D Zortax. Byli bardzo uprzejmi i wydrukowali nam model Dragona - możecie go zobaczyć na zdjęciu na górze. Dopiero po 18, gdy impreza się skończyła, wróciliśmy wszyscy do pracy - przenoszenia krzeseł. Zbieraliśmy je do wind i zwoziliśmy do sal konferencyjnych (opracowaliśmy nawet całkiem sprawny system ich transportu, aby przyspieszyć pracę). Potem już mieliśmy “czas wolny”, więc część z nas podeszła do stanowiska z VR, które jeszcze działało (chodzenie po Marsie w wirtualnej rzeczywistości jest świetne!).


Ale pojawił się jeden mały problem. Trzeba było przygotować baner, który miał być tłem dla Bardzo Ważnych Ludzi. Zrobiliśmy co w naszej mocy i zasobach i jakoś się udało. Okupiliśmy to powrotem naszej małej grupy w pół do północy do akademików. Ale za to pojechaliśmy godzinę później rano.
bardzo ważni ludzie na tle owego baneru; źródło space24.pl















Dzień piąty - poniedziałek


Tego dnia ogłoszono Polską Strategię Kosmiczną i było dużo Ważnych Ludzi oraz ogłaszano wyniki European Rover Challenge (Kielce drugie miejsce!), więc mieliśmy za zadanie najpierw sprzątnąć stoły z parteru, a następnie z innych pięter do Hadesu starając się nie hałasować. Następnie przenieść baner w pobliże Marsa, aby chętni mogli robić sobie na jego tle zdjęcia. Następnie sprzątaliśmy po Kongresie. Czyli znowu zabawa z krzesłami, których na całym obiekcie było kilkaset.

Ale na sam koniec zrobiono coś szalonego. Jeden z jury, posiadający auto z napędem na 4 koła wjechał na Marsa z zasłoniętymi oczami sterowany za pomocą krótkofalówki. Udało im się przejść wszystkie 4 konkurencje. Następnie jeden z wolontariuszy wjechał Cinquecento, ale zakopal się w połowie drogi, lecz udało się go wyciągnąć.


chyba najbardziej estetyczna konstrukcja według mnie




Dzień szósty - wtorek


Ostatni dzień był dniem porządków. Sprzątaliśmy Marsa, stoły i część krzeseł były odwożone tam, skąd byly wzięte (nie udało się tego dnia zwieźć wszystkich, ale chyba załatwiono ludzi, którzy mieli to skończyć następnego dnia). Odbyło się zakończenie, rozdanie upominków (czwórka najciężej pracujących dostała bardzo fajne bonusy), końcowe rozmowy i większość wolontariuszy rozjechała się do domów. Dzięki mieszance szczęścia oraz uprzejmości udało się znaleźć Blablacar spod samego Centrum w Jasionce aż do samych Kielc, lecz był on dopiero o 19:30.
Ale miało to swoje plusy, ponieważ dzięki temu udało mi się porozmawiać z Łukaszem Wilczyńskim, prezesem Europejskiej Fundacji Kosmicznej oraz Robertem Lubańskim z Mars Society Polska. Inspirujący i świetni ludzie, szanuję ich mocno.
Jechałem z bardzo fajnym kierowcą, miło spędziliśmy czas podczas rozmowy. Mimo awarii elektroniki w pojeździe, o 22 byłem w Kielcach, gdzie mój przyjaciel mnie przenocował i następnego dnia przed południem byłem już w swoim domu.


na koniec wszyscy udawali, że mają energię



Podsumowując:
Czy byłem wycieńczony po tym wszystkim? Oczywiście.
Czy zdecydowałbym się jeszcze raz na coś takiego? Pewnie!

Masa ciekawych i pozytywnych ludzi rekompensowała ciężką prace. Udało nam się błyskawicznie stworzyć zgraną ekipę do zadań niemożliwych (jak to określiła jedna z naszych koordynatorek - Roksana - pozdrawiam Cię!) Zapewne wielu z nas jeszcze nie raz spotka się ponownie. Uzupełnialiśmy się oraz wzajemnie wspieraliśmy. Atmosfera była niesamowita, wręcz kosmiczna. Takie imprezy to również świetne miejsce do załapania kontaktów w branży kosmicznej oraz robotycznej. Nie żałuję ani jednej złotówki wydanej na transport oraz ani jednej kropli potu wylanej podczas przenoszenia stołów czy pracy przy Marsie. Mam nadzieję, że to się w przyszłości zwróci. Także, zachęcam do zgłoszenia się jako wolontariusz w kolejnej edycji European Rover Challenge!

2 komentarze:

  1. bardzo ciekawe, przyjemnie czytało się tę relację :)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak! od zaplecza to było świetne wydarzenie i bardzo się cieszę, że po mimo tego iż nie jest to kompletnie moja branża, pojechałam, Mars i krzesła ogarniałam.
    ogromna ilość inspiracji, ciekawostek i dobrej energii. Roksana - nasza niezastąpiona i niezłomna Pani Koordynator Wolontariuszy - była uśmiechnięta i pogodna nie zależnie od pory dnia, nocy i zmęczenia, podobnie jak i reszta Wolontariuszy - z Wami to w kosmos lecieć nie raz i nie dwa! do zobaczenia za rok! <3

    OdpowiedzUsuń